niedziela, 5 sierpnia 2012

Podnosząc się


        Z reguły życie potrafi nas zaskoczyć. Poprowadzić wydarzenie według innych założeń niż nasze. Zamieszać w naszych myślach i wytrącić z rąk wszelkie argumenty, które jakkolwiek wydawałyby się mocne, tracą swoją moc i znaczenie. Ludzie, których uważamy za przyjaciół bywają całkiem obcy a inni, dalecy i obcy wyciągają dłoń. Bywa też, że pozostajemy całkiem sami w obliczu zdarzeń, które nas przerastają. Niezmiennie „panta rhei”! I choć może wydaje się to paradoksem to tak właśnie jest. Niezmiennie wszystko się zmienia…


A deszcz padał. Wielkie krople spadały z niebios. Chmury szczelnie opatuliły słońce. Leżał w błocie, zbierając siły by wstać. Potłuczony i poobijany nie czuł bólu. Nie miał tylko siły wstać. Jeszcze. Deszcz obmywał jego twarz. Spłukiwał kurz. Orzeźwiał zdrętwiałe myśli. Najpierw wsparł się na łokciach. Ostre ukłucie w boku wstrzymało mu oddech. Nie na długo. Walcząc sam ze sobą zaczerpnął mały łyk powietrza. Potem następny i kolejny. Ból zrezygnowany przytłumił się i przestał utrudniać oddychanie. Podjął kolejny wysiłek i usiadł. Tym razem zakołowało mu się w głowie. Świat przez chwilę udawał, że jest wesoło, ale nie dał się oszukać pozorom. I tak nigdy nie lubił karuzeli. Uklęknął. Ku jemu zdziwieniu nic mu nie przeszkodziło w wykonaniu tej czynności. Stanął na nogi, ale zatoczył się. Jak pijany. A przecież nie znał nawet tego smaku. Nigdy nie miał w ustach kropli alkoholu. Nienawidził tracić nad sobą kontroli. Zawsze i wszędzie chciał wszystko kontrolować. Być panem sytuacji. Mieć wpływ na to co się dzieje. Szkoda, że jego życzenie tak rzadko się spełniało. Tysiące myśli kołatało mu się w głowie. Przenikały się i plątały sprawiając, że sam nie wiedział o czym myśli. Był zdruzgotany tym co się wydarzyło. Nigdy nie uwierzyłby w taki obrót sprawy, gdyby nie znalazł się w jej centralnym punkcie. Szaleństwo. A jednak się stało. Szedł ulicą jak w transie. Zataczał się bo nie mógł utrzymać kierunku. Dopiero teraz poczuł pulsowanie w skroniach i smak przełykanej krwi.
Przetrwa. Jutro rany się zagoją. Będzie silniejszy i mniej łatwowierny. Już nie pozwoli tak łatwo się zaskoczyć.
A deszcz padał. Wielkie krople nadal spadały z niebios. Lecz mimo pozorów coś jednak się zmieniło…

Mikey McVee
Łódź, 2012-08-05



3 komentarze:

  1. czasami trzeba upaść,aby móc się ponieść,coraz to wyżej i wyżej.Trzeba zawsze pamiętać,że jesteśmy tylko ludźmi,że nie na wszystko mamy wpływ my sami,że jest jakaś siła fatalna,która nas wszystkich w aniołów przerobi...bo przecież dlaczego mam nie mijać?...

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale my na tak mało mamy wpływ, że to aż boli...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wstaję z tego mojego błota powolutku... Kiedyś przyjdzie dzień, kiedy stanę pewnie na własnych nogach. Dobrze spotkać - choćby wirtualnie kogoś, kto wyciągnie do nas rękę. Dziękuję

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zechcieliście podzielić się ze mną swoimi spostrzeżeniami.