Mijałem czas niemiłosiernie bezwiednie. Przebijając się przez
gruzy świadomości. Poszukiwałem ostatnich ukochanych miejsc. Ciężkie ołowiane
chmury. Przygniatały jaźń pełznącą mozolnie. Anioły gdzieś wysoko, ponad
chmurami grały swoją muzykę. Nie dla mnie. Nie tego dnia… Czas gdy wiedziałem,
że wszystko będzie takie jak w moich myślach, odszedł bezpowrotnie. Głosy
ludzi, których już nie ma. W moich uszach słuchawki wspomnień. Wspomnienia. Myśli
ważne tylko dla mnie. Nigdy nie wypowiedziane pragnienia… Gruzy przeszłości.
Marzenia leżą w zgliszczach. I nic zrobić już nie można. Już nie odnajdę miejsc
w zamieci czasu by zmienić złe decyzje. By wybrać dobrą drogę. Przede mną
przepaść. Rozpadlina bez dna. Tylko jeden krok. Wystarczy jeden krok i nic nie
będzie już miało znaczenia. Gdy ostateczność zajrzała mi w oczy, poczułem Twoją
dłoń. Ciepło, które nie pozwoliło zamarznąć. Nadzieja. Powód by szukać innej drogi.
By wierzyć, że istnieje świat. Za horyzontem. Na granicy niebios. Świat spełnionych
pragnień. Pomimo gruzów…
Dzięki mojemu przyjacielowi mogłem znów wsłuchać się w audycje
Tomasza Beksińskiego. Zasłuchać się w słowa sprzed niemal 13 lat. Usłyszeć
człowieka, z którym już nie można rozmawiać. Ale mogłem wysłuchać jego
doskonałego monologu, ilustrowanego wspaniale muzyką i okraszonego tekstami poetów
i romantyków rocka jak Peter Hammill, Bryan Ferry, Robin Trower, Pink Floyd czy
Marianne Faithfull.
Kiedyś słuchając tych audycji myślałem, że gdy Tomasz odejdzie,
radio przestanie dla mnie istnieć. I tak się stało. Nie miałem tylko pojęcia,
że nastąpi to tak szybko.
Z tymi audycjami łączy mnie wiele wspomnień. Moje pierwsze spotkanie
The Cure i Depeche Mode, które wtedy jeszcze były mało znanymi niszowymi zespołami.
Fascynacja ich muzyką i tekstami. To dzięki Tomkowi Beksińskiemu zrozumiałem
jak wielki przekaz może nieść ze sobą muzyka.
To były dobre czasy. Czasy nadziei i wiary w spełnienie.
Niedostrzegania ciemnych zaułków, w które życie potrafi znienacka wciągnąć…
Mam nadzieję, że nie macie mi za złe dzisiejszej melancholii po
ostatnim radosnym wpisie, ale czasem trudno o uśmiech, gdy wspomnienia
przynoszą tęsknotę za ludźmi, których od lat nie widziałem oraz za tymi których
już nigdy nie będzie mi dane spotkać.
Ale nie wszyscy przyjaciele są daleko. Prawdziwa przyjaźń nie
umiera, choć czasem setki kilometrów i szmat czasu dzielą. Ona jest przy mnie. Bliżej niż kiedykolwiek. I dzięki temu mimo
wszystko uśmiecham się…