Nasze
życie jest tym, co zeń uczynią nasze myśli.
Marek
Aureliusz
Tafla
lodu może stać się pomostem na drugi brzeg, ale może także odgrodzić nas od
tego co nam bliskie i najdroższe. Na zawsze… Gdy przez nią patrzymy świat jest
rozmazany i daleki. Tylko przez dziurę w lodzie, zobaczymy co tak naprawdę jest
po drugiej stronie…
*** *** ***
Strach zatracił słowa. Głos
utknął w lodzie. Tysiączne szpilki wbijały się w ciało. Czas przestał przemijać
mimo, że na ekranie wspomnień trwał film.
Nie
wiedział kiedy zasnął i na jak długo. Gdy zmysły powróciły jego auto pędziło z
zawrotną prędkością. W nagłym odruchu przycisnął manetkę hamulca, robiąc
najgorszą możliwą rzecz w tej sytuacji. Pojazd utracił kontakt z oblodzoną
nawierzchnią i wpadł w poślizg. Gnał z prędkością ponad 130km/h do przodu
jednocześnie obracając się wokół własnej osi. Kierowca raz po raz widział przed
sobą masywne betonowe przęsła, nieubłaganie zmierzające w jego stronę. Cisza zaskoczyła.
Była zdumiewająca. Mózg oblekł nią myśli by ułatwić analizę sytuacji. Zderzenie
zadawało się być nieuniknione. Mimo to strach odszedł. Nie dręczył w tych
ostatnich sekundach przed katastrofą. Ustąpił miejsca smutkowi i
niedowierzaniu, że tak banalnie wszystko się zakończy. W nieskazitelnej bieli
otaczającego śniegu trwała projekcja przeszłych zdarzeń. Obrazy pojawiały i
zmieniały jak w kalejdoskopie. Dziecko wędrujące przez atramentową noc w
kierunku niewidzialnego morza, krzyczącego szumem fal, bezpiecznie chowające rączki
w opiekuńczych dłoniach rodziców. Malucha ukrytego w puchowej pierzynie,
proszącego swego pluszowego misia, by atomowa wojna nie wybuchła. Młodzieńca
ufnego w swe ideały, pełnego wiary w spełnienie marzeń. Narodziny syna i radość
z narodzin, wypełniającą aż po koniuszki palców. Jego pierwsze kroki i słowa.
Spacery po wielobarwnym kobiercu jesiennych liści i szuranie wśród nich małych
stóp. Ciekawość świata ukryta w tysiącu pytań. A potem zderzenie z
rzeczywistością i strach przed stratą. Oraz dziecięcy głos: „ Nie martw się
tatusiu, razem zawsze sobie poradzimy. Kocham cię tatusiu” i wyciągnięta
maleńka dłoń…
Czas
nadal oczekiwał na przeznaczenie. Betonowe słupy stały cierpliwie. Auto
wirowało. Maleńka rączka trwała, wyciągnięta w geście pomocy… Uchwycił ją mocno
niemal czując jej ciepło.
Nagle
czas odzyskał swój pęd. Warkot silnika ogłuszył, a betonowe przęsła zajęły
niemal cały widok przez przednią szybę. Nieuniknione zbliżało się w zatrważającym
tempie. Zamknął oczy i wypowiedział głośno: „Zawsze z Tobą będę i nigdy nie
przestanę Cię kochać” , trzymając w myślach dłoń ukochanego dziecka…
Łoskot
uderzenia zatonął w śniegu, który pokrył auto prześcieradłem bieli. Przez
dziurę w lodzie na przednią szybę padało nikłe, słoneczne światło. Obok, zaledwie
kilka centymetrów od drzwi kierowcy, sterczał złowieszczo ogromny, szary
betonowy słup. Samochód utkną w śniegowym puchu i lodzie bez szwanku. Kierowca
nie czuł bólu. Oddychał. Z każdym haustem powietrza wracała świadomość. Rosło
zdumienie i wdzięczność za to, że żyje. A w uszach brzmiał ukochany głos
dziecka: „Razem zawsze damy sobie radę tatusiu!”
2014-09-21, Mikey McVee